2009/02/11

dzień drugi - wtorek - w oczekiwaniu na deszcz.

Dziś od rana jest gorąco. Od rana wiem że nie będzie latania – złe prognozy, bardzo silny północny wiatr niesie wilgoć z równika. Z latania nici, za to zapowiada się ulewa. Grzebię się jak mucha w smole. Ale po co się spieszyć?



Na farmie jest spokojnie. Wszyscy szukają cienia albo jakiejś leniwej rozrywki. Młodzi Norwedzy nacierają się błotem, jakby próbowali zakląć atmosferę Woodstock. Niestety z nieba dalej leje się żar.



Leiwie mija południe. Ciśnienie spada, oczy się kleją. Cało jest mokre, gorący lepki wiatr nie przynosi ulgi. Próbuję zasnąć, może drzemka pozwoli przetrwać ten skwar. Czy po to właśnie jest sjesta? Ale jak tu zasnąć, kiedy jest za ciepło. Wiem że może to być jak brednia i bluźnierstwo, sam bym w to kilka dni temu nie uwierzył, ale marzę o polskiej zimnicy i cieniu. Choć na chwilę…


Budzi mnie ktoś, czas się ruszyć. Ja jednak jestem przykuty do materaca. Nie mogę się podnieść, jestem za ciężki. Boję się ruszyć, to zbyt wielki wysiłek. Leżę tak i trwam w letargu. Wiatr się nasila, niebo straszy burzą. Nad naszymi głowami tańczą ołowiane chmury, jak olbrzymie prześcieradła trzepoczące na wietrze.


Robi się coraz ciemniej, jak wszyscy i wszystko czekam na deszcz. Festiwal na niebie fascynuje mieszkańców Farmy, każdy ma aparat i próbuje się z chmurami…



Gdy zapada noc, temperatura spada o kilka stopni, i można zjeść kolację.





Dziś się nic nie wydarzyło, ale wszyscy jesteśmy wyczerpani.


Kładę się z nadzieją na deszcz, który nie przychodzi…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie trzeba się logować ani rejestrować aby komentować. Jednak bardzo proszę proszę podpisywać komentarze. Trudno się potem odpisuje - do Anonima trzeciego od góry :-)